Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Wywiad GA 12 23 r TG
Pełnosprawność nie jest dana na zawsze
Tak jak dłoni są potrzebne wszystkie palce, tak samo w Kościele potrzebni są wszyscy ludzie, również ci z niepełnosprawnością. Powinni w nim znaleźć swoje miejsce, czuć się dowartościowani, a przez nich i Kościół będzie dowartościowany. Rozmowa z Tomaszem Grzesikowskim z Sosnowca.
JAKUB OŚKIEWICZ: Jaki jest twój ulubiony werset biblijny i dlaczego?
TOMASZ GRZESIKOWSKI: Jeden z moich ulubionych fragmentów to Łk 18,1-8: „Powiedział im też podobieństwo o tym, że powinni zawsze się modlić i nie ustawać, mówiąc: Był w jednym mieście pewien sędzia, który Boga się nie bał, a z człowiekiem się nie liczył. Była też w owym mieście pewna wdowa, która go nachodziła i mówiła: Weź mię w obronę przed moim przeciwnikiem. I przez długi czas nie chciał. Potem zaś powiedział sobie: Chociaż i Boga się nie boję ani z człowiekiem się nie liczę, ponieważ jednak naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, by w końcu nie przyszła i nie uderzyła mnie w twarz. I rzekł Pan: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia powiada! A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. Ulubiony, bo opisuje nasze czasy i naszą sytuację.
Inny fragment to J 14,1-3: „Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli”. Widząc, że ten świat jest jednym wielkim morzem cierpienia, jedynym dla niego rozwiązaniem jest przyjście Jezusa.
Czy mógłbyś opisać swoją chrześcijańską nadzieję?
Jestem „fanem” końca świata, jakkolwiek by miał się on skończyć. Teologicznie można by powiedzieć, że ma się skończyć przyjściem Jezusa. Ale nie przeszkadzałoby mi (oczywiście ironizuję), gdyby skończył się jednym wielkim wybuchem i zniszczeniem – byleby przerwać ten łańcuch cierpienia. A z punktu widzenia chrześcijańskiego najważniejszym czynnikiem przybliżającym koniec świata, do którego możemy przyłożyć swoją dłoń, jest głoszenie ewangelii. Dlatego jest to jeden z moich głównych celów, oprócz szeroko pojętej dobroczynności, służby na rzecz drugiego człowieka.
Gdybyś mógł spotkać się z Jezusem, co byś Mu powiedział?
Odpowiem dwojako. Najpierw po linii kościelnej – podziękowałbym Mu za wszystko, co dla nas zrobił, w tym za stworzenie i zbawienie. A tak osobiście zapytałbym Go o wiele rzeczy. Gdyby się na przykład miało okazać, że Bóg jedynie bawił się ludźmi, tak jak niektórzy uważają, że wraz z szatanem bawił się Hiobem, to miałbym duże pretensje; ponieważ nikt się o taki świat nie prosił, a musimy na nim żyć.
Jesteś człowiekiem z niepełnosprawnością. Wielu ludzi ma o takie rzeczy żal do Boga – a ty?
Trudno powiedzieć, że nie. Skoro Jezus, umierając na krzyżu, uważał, że Ojciec Go opuścił, to trudno udawać, że wszystko jest w porządku. Można powiedzieć, że jest jak jest i kiedyś to wyjaśnimy.
A jak ty sobie osobiście z tym radzisz?
Różnie, raz lepiej, raz gorzej. Jak to Tomasz [imię wywodzi się od aramejskiego słowa toma, czyli ‘podwójny, bliźniak’ – red.] mam jakby dwie osobowości, jedną jasną, drugą ciemniejszą, którą zna mniej ludzi, ale uważam, że należy pokazywać tę jasną twarz. I nie dlatego, że to jest hipokryzja, tylko dlatego, że większość ludzi i tak tego nie zrozumie – bo jak człowiek chory narzeka albo psioczy na Pana Boga, to ludzie uważają: no, wiedział Pan Bóg, co robił, że mu to dał, bo widać, co z niego wychodzi! A jak jest zadowolony, to ludzie mówią: temu jest dobrze! Dlatego w dzisiejszych czasach, gdy tak brakuje nadziei, to generalnie uważam, że warto pokazywać ludziom jasną stronę medalu, nawet jeśli jest to trochę hipokryzją.
Z twojej perspektywy niepełnosprawność pomaga czy przeszkadza w wierze? Albo inaczej – czy dzięki niepełnosprawności czujesz, że masz możność zagłębić się w wiarę mocniej niż pełnosprawna osoba?
Niepełnosprawność jak i sprawność w odniesieniu do wiary ma tyle samo plusów co minusów. Niektórych choroba czy nieszczęście do Boga zbliża, a niektórych od Niego oddala. A więc nie można mówić, że jest to coś motywującego czy demotywującego. Po prostu jak w życiu, można kuć żelazo, ale czasami podczas kucia może się ono złamać. W moim przypadku jest fifty-fifty – są rzeczy, które mi wiarę utrudniają, ale to zależy od dnia i sytuacji. I są też rzeczy, które mi pomagają wierzyć.
Często widzę, jak angażujesz się w ewangelizację – rozkładasz nasze książki czy czasopisma na ławkach i siedząc obok, czekasz na zainteresowanych. Czy ludzie reagują, zatrzymują się, rozmawiają z tobą? Może jakaś rozmowa szczególnie utkwiła ci w pamięci?
Ogólnie robimy to z mamą od dziesięciu lat. Przedtem robiłem to z różnymi braćmi, na przykład z bratem Andrzejem Kowalskim, który wtedy był w Sosnowcu. A mogę powiedzieć z doświadczenia mniej więcej dwudziestoletniego, że przedtem ludzie byli religią bardziej zainteresowani. Teraz są bardziej zamknięci. Chociaż bywają różne okresy, na przykład w pandemii ludzie chętniej brali literaturę religijną. Najzabawniejsze jest to, że zazwyczaj człowiek, który nie chce na początku przyjąć naszej literatury, to jak się mu ją zostawi i odejdzie, to z daleka widać, jak i tak do niej zagląda. Najwięcej jednak rozmawiamy z sąsiadami na naszym osiedlu, i nie dlatego, że rozdajemy im literaturę, chociaż też ją dostają, ale dlatego, że nas znają i chyba trochę lubią.
Czyli twoją ulubioną ewangelizacją jest taka ewangelizacja sąsiedzka?
Według mnie każda ewangelizacja jest dobra, czy przez internet, czy ta sąsiedzka, czy jakakolwiek inna. Bywało tak, że wysyłaliśmy literaturę, zresztą dalej wysyłamy ją do rodziny czy znajomych na różne tak zwane święta. Są różne metody i każda jest dobra. Ważne, żeby się coś działo, żeby siać.
Wiem, że ewangelizujesz też w internecie, wysyłając do wielu odbiorców treści religijne zbieżne z aktualnymi wydarzeniami. Dlaczego tak i czy na to też masz jakiś odzew?
Jestem ogólnie na dziesięciu chrześcijańskich forach internetowych, adwentystycznych i nieadwentystycznych. Wysyłam też różne rzeczy mailowo do moich znajomych, nie tylko z Kościoła, i skupiam się na rzeczach, które dzieją się teraz i mogą ludzi zainteresować. Wiem z doświadczenia, że ludzie uważają, iż Biblia opisuje dawne czasy i ich nie dotyczy. Staram się więc połączyć jakiś aktualny temat z treściami religijnymi, aby kogoś głębiej zainteresować. Oczywiście na forach chrześcijańskich jest mnóstwo dyskusji czysto teologicznych, z których nic nie wynika, dlatego już nie biorę w nich udziału. Przekonałem się, że ludzie mogą debatować tydzień na temat jakiegoś tekstu, a potem i tak świadek Jehowy pozostaje świadkiem, adwentysta – adwentystą, a katolik – katolikiem.
A skąd wziął się pomysł na to, żeby zacząć taką służbę przez internet?
Jak się ma zacięcie do służby, to się wykorzystuje każdy możliwy sposób. A że mnie siostra z mamą obdarowały komputerem, to zacząłem go używać. Nie było łatwo, bo mam trudności manualne i zanim wyrobiłem sobie swój sposób pisania, to zajęło mi to trochę czasu. Taki jeden tekst przygotowuje około siedmiu dni, więc rozsyłam je średnio raz w tygodniu. Zauważyłem, że na odzew na dany tekst mogę czekać nawet ponad rok. Na jednym z forów moje teksty czyta mniej więcej sto osób. I tam niekiedy odzew jest po roku, dwóch lub trzech latach. Dużo zależy też od tematu, bo przykładowo teraz jest Wszystkich Świętych, czy zaraz będzie Boże Narodzenie. To może być tak, że ktoś komuś umrze albo urodzi się komuś dziecko i zaczyna się wtedy interesować danym tematem.
Czy ktoś ci pomaga w tej misji? Czy jako społeczność zborowa możemy ci w czymś pomóc?
Przede wszystkim pomaga mi mama, bo jestem dyslektykiem. Zauważyłem, żepiszę coraz lepiej, nawet lepiej niż większość ludzi, która pisze różne teksty, ale mama i tak mi je zawsze sprawdza. A poza tym na mamie i czasem siostrze spoczywa cała opieka nade mną, siedem dni w tygodniu i przez całą dobę. Zbór pomaga w tym sensie, że dostarcza nam literaturę i dowozi nas na nabożeństwa. Jeżeli jest jakaś potrzeba, to również mogę się zwrócić z tym do zboru i jeżeli to możliwe, to pomagają. Jednak w dużej mierze musimy sobie radzić sami i z Bożą pomocą. Choć czasami mam wrażenie, że aniołek nie zdąża na czas [śmiech], ale też sobie radzimy.
Czy jest jeszcze coś, w co koniecznie chciałbyś się zaangażować, co chciałbyś jeszcze zrobić, przeżyć, zobaczyć?
Szczerze mówiąc, to uważam się, jak na swój poziom, za człowieka spełnionego. Teraz marzę tylko o dwóch rzeczach – o przyjściu Jezusa albo o jak najszybszym przepłynięciu na drugą stronę Styksu [śmiech].
Nie jesteś jedyną osobą z niepełnosprawnością w naszym Kościele w kraju. Może inni bywają niedoceniani przez współwierzących, może sami nie wierzą, że mogą być na różnych polach służby przydatni. Miałbyś im albo ich zborom coś do powiedzenia?
Dłoni są potrzebne wszystkie palce – tak jak mi mama często przypomina, bo najczęściej używam tylko dwóch, bo tak jest mi najłatwiej. Tak samo w Kościele potrzebni są wszyscy ludzie. Ludzie niepełnosprawni powinni mieć swoje miejsce, wnosić coś do Kościoła i czuć się dowartościowani. Przez nich zbory czy Kościół też mogą poczuć się dowartościowane.Skoro potrzebujesz pomocy, to daj sobie pomagać, bo innym ludziom też są potrzebne dobre uczynki.
A jakaś złota myśl dla pełnosprawnych na koniec?
Pamiętajcie, że zawsze możecie zostać niepełnosprawnymi, bo pełnosprawność nie jest dana na zawsze. Sprawność się bardzo szybko traci, ale bardzo wolno odzyskuje, o ile w ogóle. Dlatego ciesz się tym, co masz, i pomagaj innym w potrzebie.
Skoro potrzebujesz pomocy, to daj sobie pomagać, bo innym ludziom też są potrzebne dobre uczynki
Ps :
Osoby z niepełnosprawnością są wśród nas
W naszym kraju żyje około 5,5 mln osób z niepełnosprawnością, a zatem co siódmy Polak jest osobą niepełnosprawną. Oczywiście mówimy tutaj o wszystkich rodzajach niepełnosprawności: ruchowej, psychicznej, wrodzonej i nabytej, widocznej i niewidocznej, czy niepełnosprawności sprzężonej. Być może wielu z nas o niepełnosprawności wie niewiele – jakie są jej rodzaje, jakie problemy mają osoby niepełnosprawne, z czym muszą mierzyć się na co dzień, dlatego w kontakcie z osobami niepełnosprawnymi czujemy się niepewnie, a nawet niekomfortowo. Nie wiemy, jak zareagować, o czym rozmawiać, nie wiemy, czy wypada nam zapytać o przyczyny niepełnosprawności albo zaproponować pomoc. Tak bardzo nie chcemy sprawić przykrości, że sami czujemy się niepewnie. Takie zachowania społeczne w zakresie zrozumienia potrzeb osób z niepełnosprawnością możemy zauważyć również w Kościele. Z najróżniejszych przyczyn możemy czuć się skrępowani, choć – patrząc na to zdroworozsądkowo – nie mamy ku temu powodów, bo przecież jesteśmy chrześcijanami, a wzór Jezusa, który w swoim ziemskim życiu troszczył się o ludzi, w tym zwłaszcza o cierpiących, powinien nam pomagać.
Aby przełamywać pewne bariery i zauważać potrzebę integracji oraz duszpasterskiego wsparcia osób niepełnosprawnych, Kościół powołał Sekretariat Osób Szczególnej Troski. To raczkujący oddział służby, który nie jest „programem”, ale „ruchem” prowadzonym przez Ducha Świętego, powołanym, aby wspierać osoby z niepełnosprawnością w dostrzeganiu ich wyjątkowych i mocnych stron oraz darów danych im przez kochającego Boga. Są osoby, które pomimo swej niepełnosprawności chcą włączać się w życie zboru, w misję i różne inne aktywności Kościoła. I trzeba się postarać im to umożliwić. Rozejrzyjmy się wokół i zauważmy, że takie osoby są wśród nas. Nie tylko zauważmy, ale otwórzmy się na nowe możliwości współpracy, wzajemnego wsparcia i okazania troski. Zaangażujmy się do wspólnego budowania adwentowej społeczności. Wspólnie możemy więcej, a nasza postawa wobec niepełnosprawności może być wzorem służby dla Boga.
Niech nasza misja skupia się na możliwościach, a nie na niepełnosprawnościach!
Beata Śleszyńska
Offline
Strony: 1
[ Wygenerowano w 0.016 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 577.43 kB (Maksimum: 672.96 kB) ]